sobota, 18 lipca 2015

Rozdział 71

Położyłem ciało Sandry na swoich kolanach i zacząłem płakać. Nie mogę jej stracić, nie mogę.
- Proszę się odsunąć. - usłyszałem czyiś twardy głos. Spojrzałem w bok i zobaczyłem ratownika medycznego obok którego stała jeszcze jedna kobieta i jeden mężczyzna. Odszedłem na bok a ci zaczęli ją "badać".
- Puls wyczuwalny, ale słabo. - powiedział jeden z nich. Zobaczyłem jak kobieta uciska Sandrze ranę na nodze a drugi ratownik wybiegł z pomieszczenia i po chwili wrócił z kołnierzem na szyję. Po co kołnierz skoro ona nie ma nic z kręgosłupem?
- Po co zakładacie jej kołnierz? - zapytałem.
- Musimy usztywnić jej szyję. - wyjaśnił ratownik zapinając go ostrożnie na jej szyi.
- Ale ona nie ma uszkodzonego kręgosłupa, nie spadła z dużej wysokości.
- Wiemy, ale nic nigdy nie wiadomo. - powiedział drugi ratownik. Ratowniczka teraz uciskała Sandrze ranę z tyłu nogi.
- Zabierzemy ją do szpitala, musi ją zbadać lekarz, może nawet być potrzebna operacja. - powiedział ratownik. Kobieta została z Sandrą a ci wyszli na zewnątrz po czym przyszli i położyli Sandrę na noszach. Wyprowadzili ją na zewnątrz i okryli jej ciało folią. Włożyli ją do karetki.
- Gdzie ją zabieracie? - zapytał Niall.
- Do szpitala św. Tomasza. - odpowiedział lekarz i wsiadł do karetki która po chwili odjechała włączając syreny.

Odwróciłem się do przyjaciół oraz Nicka. Nawet zapomniałem że on tu jest. 
- Jedziemy tam. - powiedziałem twardo i wbiegłem do domu. Zgarnąłem kluczyki z szafki i wybiegłem na dwór. Wsiadłem do naszego wspólnego auta (mieszczącego ok. 10 osób) i czekałem na przyjaciół. Gdy już wsiedli, chciałem ruszyć ale Lou mnie zatrzymał.
- Harry może ja poprowadzę? Jesteś roztrzęsiony i nie powinieneś prowadzić samochodu w takim stanie. - zaproponował Louis. Rzeczywiście, ręce trzęsły mi się niemiłosiernie i do tego byłem tak zdenerwowany że mógłbym kogoś zabić gdyby mnie wkurzył.
- Nie dam radę. - powiedziałem ostro.
- Nie wydaje mi się. Za chwilę my będziemy w szpitalu, ale nie własnym autem tylko karetką. - powiedział Louis. Wkurzony otworzyłem drzwi i wysiadłem z pojazdu. Usiadłem z tyłu i trzasnąłem drzwiami.
- Jedz. - rozkazałem wkurzony. Louis ruszył z piskiem opon i wjechał na główną ulicę. Wyprzedzał auta ale gdy stanęliśmy na czerwonym myślałem że wybuchnę.
- Jedz, nie zwracaj uwagi na to światło. - powiedziałem do bruneta.
- Harry chcesz żebym dostał mandat? - zapytał całkowicie spokojny.
- W dupie mam mandat, jedz już! - krzyknąłem a na zawołanie zrobiło się zielone światło. Louis znów ruszył. Do szpitala dotarliśmy w przeciągu 10 minut. Gdy brunet wjechał na plac szpitala i zaparkował, wybiegłem z samochodu jak oparzony i wszedłem do recepcji.
- Dzień Dobry, przywieziono tutaj Sandrę Stone. - powiedziałem trochę zdyszany. Starsza kobieta spojrzała na monitor komputera.
- Tak, zgadza się. - powiedziała.
- Gdzie ona jest? - zapytałem.
- Przepraszam, ale kim pan jest? - zapytała.

- Jej narzeczonym. - powiedziałem a kobieta pokiwała głową i wystukała coś na klawiaturze.
- Panna Stone leży w sali 230 na drugim piętrze. Musi pan jechać windą. Tam musi pan poczekać, właśnie lekarze walczą o jej życie. - powiedziała a ja zbladłem.
- J-jak to walczą o-o życie? - zapytałem jąkając się.
- Pani Sandra straciła dużo krwi. Proszę zapytać lekarza, życze powodzenia. - uśmiechnęła się przyjaźnie. Odszedłem od recepcji i poszedłem w kierunku windy. Poczułem rękę na ramieniu. Kliknąłem na przycisk przywołujący windę i obróciłem się. Zobaczyłem moich przyjaciół.
- Gdzie ona jest? - zapytała Danielle.
- W sali 230, właśnie tam jadę. - powiedziałem a winda rozsunęła się. Akurat nikogo nie było. Wsiedliśmy do windy.
- A nie ma ograniczenia osobowego? - zapytałem.
- Jest, może wejść max dziesięć osób. A nas jest dziewięcioro. - powiedział Zayn. Pokiwałem głową i wybrałem odpowiednie piętro. Po niespełna minucie dotarliśmy na wskazane piętro. Popędziłem szukać sali 230 a gdy ją znalazłem, od razu chwyciłem za klamkę. W tej samej chwili również ktoś ją chwycił, ale po przeciwnej stronie. Puściłem klamkę i zobaczyłem jak drzwi się otwierają i wychodzi z nich lekarz. Ten sam który badał Sandrę gdy się pocięła.
- Och, dzień dobry. - powiedziałem zdziwiony. Lekarz uśmiechnął się lekko.
- Dzień dobry panie Styles. - odpowiedział i uścisnął mi rękę. Zachowywaliśmy się w tej chwili jakbyśmy znali się parę lat a w rzeczywistości tak nie było.
- Co jest z Sandrą, jak ona się czuje? - zapytałem.
- Na razie jej stan jest dość poważny, straciła dużo krwi. W końcu dwie duże rany na nodze robią swoje. - powiedział.

- Ona wyjdzie z tego? - zapytałem pełny obaw.
- Tak, ale nie wykluczamy najgorszego. Sandra niedługo będzie miała operację, musimy zszyć rany. Ale na razie zatamowaliśmy krwawienie i czuje się dobrze. Przed chwilą wybudziła się więc możecie do niej wejść, tylko nie męczcie jej, jest bardzo osłabiona. - powiedział.
- Dziękuję panie doktorze. - powiedziałem. Doktor uśmiechnął się przyjaźnie.
- Nie ma za co dziękować, to moja praca. - powiedział i odszedł. Złapałem za klamkę i wszedłem do pokoju. Sandra leżała na białej pościeli podłączona do różnych aparatur. Spojrzała na mnie swoimi dużymi oczami i uśmiechnęła się. Wszedłem w głąb pomieszczenia a moi przyjaciele zrobili to samo.
- Cześć kochanie, jak się czujesz? - zapytała El.
- Jest dobrze, ale boje się. - powiedziała słabo.
- Czego? Nic ci tutaj nie grozi, zabrali Samanthę na komendę. - powiedziałem. Zobaczyłem jak Nick wyprzedza wszystkich i siada na krzesełku obok łóżka Sandry. Złapał brunetkę za rękę a ja spiąłem się.
- Boję się zabiegu. Będe mieć blizny, mój szef mnie zabije, tak samo jak z rękami. - powiedziała dziewczyna i spojrzała na swoje ręce.
- Przecież nic nie widać. - powiedział Nick. - A właśnie.. przepraszam cię tak bardzo, wiem że to nic nie da ale ja nie wiedziałem nic o tych groźbach, była trochę tajemnicza ale nie podejrzewałem że ona byłaby do czegoś takiego zdolna. Mam nadzieję że będziesz mnie chciała dalej znać. - powiedział Nick.
- Oczywiście że tak Nick. Jesteś moim przyjacielem i nie mam zamiaru cie zostawić tylko z tego powodu że twoja dziewczyna a moja przyjaciółka coś sobie uroiła i chce mnie zabić. - powiedziała Sandra. Nick rozpromieniał od razu i przytulił brunetkę. Ta również go objęła i uśmiechnęła się szczerze.

- Nick ma rację, na rękach nic nie widać a o nogę się nie martw, na pewno są jakieś sposoby żeby zakryć blizny. - powiedziałem.
- Poza tym, kiedy masz operację? - zapytała Pezz.
- Lekarz do mnie przyjdzie, ale raczej dzisiaj. - powiedziała. Jeszcze chwilę rozmawialiśmy z nią gdy do pomieszczenia wszedł lekarz.
- Dobrze proszę pani, już wszystko jest przygotowane do operacji tylko wystarczy pani zgoda. - powiedział i położył przed Sandrą jakąś kartkę.
- Doktorze a będą po tym blizny? - zapytała z obawą.
- Wie pani, nie gwarantujemy stuprocentowej pewności że ich nie będzie, ale będą blizny, jak już to takie małe więc proszę się nie obawiać, krwawienie z pani nogi było mocne ale sama rana nie była bardzo duża. - wytłumaczył doktor a Sandra podpisała zgodę.
- Dobrze, więc za chwilę przyjadą po panią pielęgniarki i przygotują do zabiegu a państwo proszę o opuszczenie pokoju. - powiedział a my całą dziewiątką wyszliśmy z pomieszczenia. Usiadłem na krzesełku i schowałem twarz w dłoniach.

Do sali Sandry weszły dwie pielęgniarki a po chwili wyszły z niej razem z Sandrą. Leżała na łóżku.Wstałem szybko z krzesełka i podbiegłem do dziewczyny. Ale niestety, ktoś mnie wyprzedził. Tym kimś był Nick. Złapał ją za rękę a mi się zrobiło gorąco. Przywale mu, jeszcze chwile.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. - powiedział do niej brunet. Ja szedłem z tyłu.
- Mam nadzieję. - odpowiedziała Sandra a po chwili zniknęła za drzwiami zabiegowymi. Już dalej nie mogliśmy iść. Znów usiadłem na krzesełku, a Nick obok mnie.Reszta przyjaciół stała pod ścianą.
Czekaliśmy długo, ale po około półtorej godziny wyszedł lekarz.
- I co z nią? - zapytałem podchodząc do lekarza.
- Zszyliśmy ranę, blizna nie będzie taka duża jak podejrzewałem, pani Sandra jest teraz w narkozie, ale powinna się niedługo obudzić.
- A kiedy będzie mogła wyjść? - zapytałem. Lekarz przez chwilę się zastanowił i odpowiedział.
- Zostawimy ją tutaj dwa lub trzy dni na obserwacji i badaniach. - powiedział. Pokiwałem głową i poszedłem w kierunku sali Sandry. Na szczęście gabinet zabiegowy jest na tym piętrze.

                                                                  *Oczami Sandry*

Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że jestem w sali. Od razu przypomniałam sobie zabieg i odkryłam pierzynę. Moich oczom ukazał się wielki opatrunek. Poruszyłam nogą która prawie nie bolała. Właśnie, prawie. A tak na prawdę bolało jak cholera. Syknęłam z bólu i okryłam swoje nogi. Położyłam się wygodnie na łóżku i zamknęłam oczy. Nurtowało mnie jedno pytanie. Dlaczego? Dlaczego akurat ja? Nie rozumiem tego, Samantha mogła mi o tym powiedzieć a nie od razu chcieć mnie zabić! Traktowałam ją jak przyjaciółkę a ona zrobiła coś takiego..
- Potrzebuje pani czegoś? - usłyszałam głos pielęgniarki. Otworzyłam oczy i skierowałam wzrok na jej osobę.
- Nie dziękuję, mam wszystko co mi potrzeba. - powiedziałam uśmiechając się. Starsza kobieta odwzajemniła gest i sprawdziła kroplówkę po czym wyszła. W tym szpitalu pielęgniarki są na prawdę miłe. Dbają o mnie, przychodzą i pytają się czy czegoś mi nie potrzeba. Mogę z nimi nawet porozmawiać. Na prawdę ciesze się że trafiłam do tego szpitala a nie innego.
- Dzień dobry, jak się pani czuje? - powiedział doktor wchodząc do sali.
- Mogło być lepiej. - odpowiedziałam obojętnie. - Doktorze a jak operacja?
- Och, dobrze że pani spytała. Wszystko poszło po mojej myśli, nie było żadnych komplikacji, blizna nie będzie taka duża jak myślałem więc nie ma powodów do obaw. - powiedział sprawdzając moją kartę.

- Ile tutaj jeszcze zostanę? - zapytałam.
- Dwa lub trzy dni, musi pani zostać na obserwacji i badaniach. - powiedział doktor. Kiwnęłam głową.
- Mógłby pan zawołać tutaj Harry'ego? - zapytała lekarza. Ten lekko się uśmiechnął.
- Oczywiście. - powiedział i wyszedł z pokoju w którym po chwili znalazł się mój chłopak. Usiadł na krzesełku obok łóżka i splótł nasze palce razem.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Jak gówno, ale daje radę. - wysiliłam się na uśmiech. Harry westchnął i pokiwał głową.
- Nie martw się, ta suka zgnije w więzieniu. - powiedział lokowaty.
- Tak, ale to nie zmienia faktu że ona nie jest moją przyjaciółką. - powiedziałam a Hazz spojrzał na mnie z zdezorientowaną miną.
- Co? Po tym wszystkim ty nazywasz ją przyjaciółką? Czy ty siebie słyszysz?! - podniósł głos.
- Znałyśmy się od zerówki Harry! Wiele razem przeszłyśmy, znamy się jak nikt! - również podniosłam ton.
- Posłuchaj siebie dziewczyno, jak możesz nazywać przyjaciółką osobę, która chciała cię zabić, pomyśl trochę! - wykrzyczał.
- Normalnie, ona zawsze przy mnie była rozumiesz, zawsze! Kiedy nikogo nie było, kiedy pokłóciłam się z rodzicami lub kimś innym ona była i mnie pocieszała!
- Och zamknij się już, nie mam zamiaru tego słuchać jaka to ona nie była dobra. - powiedział obojętnie Hazz a ja skamieniałam.

- C-co? - zapytałam zszokowana. - Powiedziałeś że mam się zamknąć?! - poczułam jak do moich oczu napłynęły łzy.
- Nie Sandra, wybacz ja...
- Wyjdź, nie chce cię widzieć! Wynoś się. - Harry wyszedł a ja odwróciłam się na bok. Wpatrywałam się w okno gdzie z nieba spadały pojedyncze płatki śniegu. Pierwszy śnieg. Zaczęłam płakać.
- Sandra? - usłyszałam męski głos. Nawet nie mogę mieć chwili spokoju. - Mogę wejść?
- Ym ta, jasne. - usiadłam w pozycji siedzącej. Spojrzałam na Nicka.- Siadaj. - uśmiechnęłam się wycierając policzki. Nick usiadł na krzesełku gdzie wcześniej siedział Harry.
- Płakałaś? - zapytał przyglądając mi się.
- Nie, po prostu się wzruszyłam, zaczął padać pierwszy śnieg a ja leże w szpitalu. Widzisz? - pokazałam palcem na okno lekko się uśmiechając. Nick mi nie uwierzył, bo cały czas patrzał na moją twarz.
- Nie oszukasz mnie, powiedz prawdę Sandra. Znam cię nie od dziś. - powiedział. Westchnęłam.
- Pokłóciłam się z Harry'm. - powiedziałam.
- Tak myślałem, gdy od ciebie wyszedł dostał jakiejś furii i zaczął wyżywać się na biednej ścianie. Gdy pytaliśmy się go co się stało to nie chciał nic powiedzieć. - wyjaśnił brunet.
- Och. - tylko to udało mi się powiedzieć.
- Więc, wytłumaczysz mi o co chodzi? - zapytał patrząc na mnie.
- Nick, ja nie wiem czy powinnam..
- Sandra, możesz mi zaufać. - złapał moją dłoń. Spojrzałam w jego oczy.
- Och, no dobrze.. Więc, pokłóciłam się z Harry'm o Samanthę. - westchnęłam. - Powiedziałam że mimo tego co mi zrobiła to nadal jest moją przyjaciółką, znamy się szmat czasu. A Harry się wściekł i kazał mi się zamknąć. - powiedziałam.
- Dupek. - powiedział Nick.

- Racja, słuchaj wiesz może gdzie jest mój telefon? - zapytałam zmieniając temat. Nie mam zamiaru o tym dalej gadać.
- Nie mam pojęcia, wydaje mi się że został w domu. Jechać po niego? - zapytał.
- Nie no coś ty, przecież nie będziesz jechał taki kawał drogi po głupi telefon. - powiedziałam.
- Daj spokój, chociaż coś chce dla ciebie zrobić. Pojadę po niego, a coś jeszcze potrzebujesz? - zapytał wstając z miejsca.
- Och no okey, a jak już byś mógł to zabierz też mojego laptopa dobrze? - zapytałam a Nick uśmiechnął się.
- No tak, maniaczka internetowa. - zaśmiał się. - Przyniosę ci go.
- Nie jestem maniaczką. - skrzyżowałam ręce pod biustem.
- Tak tak, dobra ja jadę, będę niedługo. - powiedział i dał mi całusa w policzek. - Nie obrażaj się już. - powiedział i wyszedł. Położyłam się na łóżku.Niedługo święta a ja nie wiem nawet czy będę w stanie chodzić.
- Przepraszam ale przyniosłam pani obiad. - pielęgniarka postawiła na szafkę talerz z zupą. - Smacznego. - uśmiechnęła się i wyszła. Spojrzałam na jedzenie. Zjeść czy nie? Nie wiem, ale nie cierpię szpitalnego jedzenia, jest sztuczne i bez smaku. A może jednak..
Wzięłam talerz z szafki i postawiłam go na specjalnym stoliczku. Ułożyłam się wygodnie i posmakowałam dania. Nie było aż takie złe jak na szpitalne jedzenie, ale nie byłam głodna.

--------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie kochani! Trochę się rozpisałam, ale pisałam rozdział jak miałam chociaż trochę wolnego czasu ;) Jak tam mijają wam wakacje? Mi wspaniale :) Powróciłam już i startuje z blogiem z nową weną, mam nadzieję że się cieszycie :)  Piszcie swoje opinie w komentarzach i do następnego!
 Ps. Raczej scena z ratownikami mi nie wyszła bo nie znam się na tym, ale mam nadzieję że jest to znośne. 

Jeśli przeczytałeś/aś zostaw ślad po sobie w postaci komentarza! 

3 komentarze:

  1. Omg wreszcie dodałaś rozdział! Tak tęskniłam za tym opowiadaniem! Nick taki słodki, uwielbiam go ;3 Rozdział super, czekam na next'a :) Mam nadzieję że z Sandrą będzie wszystko okey ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :)

    OdpowiedzUsuń

► Zostaw komentarz, to motywuje! c;
► Jeśli chcesz być na bieżąco, zaobserwuj!